Wyróżnione 

Jezioro Titicaca - Uros & Taquile - Peru w 12 dni

Titicaca - największe jezioro wysokogórskie na Ziemi. Nasza planeta obdarza nas niezwykłymi skarbami, zadziwia potęgą żywiołów, przy których jesteśmy tylko małymi pionkami. Ale też Matka Natura koi nasze stresy, dystansuje nas od problemów, nadaje rzeczom ich prawdziwą wagę. I chociaż nigdy nie byłam oddaną pasjonatką wędrówek po górach, to właśnie w Ameryce Południowej, w Peru, po raz pierwszy szczerze zachwyciłam się wysokimi szczytami Andów i skarbami, które skrywają. Takim cudem jest właśnie Jezioro Titicaca.

Jak zapewne pamiętacie, do Peru pojechałam z moją przyjaciółką Anią z okazji jej 40 urodzin. Ania chciała spełnić swoje wielkie marzenie, czyli chciała zobaczyć Machu Picchu, a mnie jeśli chodzi o podróże, nie trzeba dwa razy powtarzać :). O naszej wizycie w tajemniczym mieście Inków - Machu Picchu - mogliście przeczytać w tym poście: Machu Picchu & Cusco - Peru w 12 dni.

.....
.....
Trasę z Cusco do Puno przejechałyśmy autobusem. Puno to miasto portowe położone na wysokości 3800 m. n.p.m. w Andach Środkowych, u stóp Jeziora Titicaca. W Puno miałyśmy zabukowane dwa noclegi właśnie po to, żeby cały dzień spędzić na odkrywaniu piękna tego niepowtarzalnego miejsca. A jest co zwiedzać :). O ile samo miasto nie stanowi wielkiej atrakcji, to Titicaca zwala z nóg. Jezioro leży na granicy Peru i Boliwii i jest największym jeziorem wysokogórskim na świecie, a w zasadzie pozostałością po zatoce morskiej, tak! tak! Wracając do rozmiarów - Titicaca dosłownie jest OGROMNE. Wypływając z portu nie widzimy przeciwległych brzegów. Długość jeziora wynosi 190 km a szerokość 80 km. Trasa z nabrzeża do najbliższych wysp Uros zabiera godzinę, i to łodzią motorową, a stamtąd na kolejną wyspę Taquile 2 godziny. Wyobraźcie sobie teraz, że Taquile nie leży nawet na ŚRODKU Jeziora Titicaca!

.....
.....

Pływające Wyspy Uros

.....

Nazwa Titicaca pochodzi z języka Indian Keczua i oznacza pumę polującą na królika. Serio, na królika właśnie :). Już wyjaśniam. Skojarzenie wzięło się od kształtu jeziora, które składa się w istocie z dwóch akwenów: Lago Pequeño i Lago Grande, połączonych cieśniną Tiquina. Co ważne, Titicaca jest miejscem, gdzie wedle mitologii Inków narodziło się Słońce oraz pierwsi bogowie. I dlatego to właśnie tutaj znajdują się miejsca inkaskiego kultu: Wyspa Słońca i Wyspa Księżyca. Na jeziorze jest też kilka zamieszkanych naturalnych wysp oraz pływające sztuczne wyspy, tak zwane Uros. My zwiedziłyśmy Uros, a także Taquile. I tak sobie myślę, że miejsce do mieszkania z takimi widokami, chociaż proste i bez wielu wygód, jest jednak warte każdych pieniędzy.

.....
.....
Co to są pływające wyspy Uros? To naprawdę niezwykłą sprawa, zupełnie niesamowita. Otóż Uros są budowane przez Indian z trzciny totora, która rośnie powszechnie i naturalnie w Titicaca na długość nawet 4 metrów. Indianie, którzy zamieszkiwali od zawsze naturalne wyspy, w pewnym momencie, setki lat temu, nauczyli się budować z totora pływające wyspy, a na nich stawiać trzcinowe domki. Budowa jednej wyspy dla 30 osób, czyli jednej dużej rodziny, trwa zwykle około roku. Po tym czasie człowiek zyskuje swój kawałek "podłogi", który mocuje się do dna jeziora działającymi jak kotwice linami obciążonymi kamieniami. Na budowę takiej działeczki nie potrzeba zezwolenia, odbiorów technicznych ani aktów notarialnych. Po prostu budujesz i mieszkasz. Ale uwaga, wyspę buduje się w trybie ciągłym, co oznacza, że co kilkadziesiąt dni należy wymieniać trzcinę i reperować uszkodzenia. Ostatnio na Uros zawitała ekologiczna technologia - zaczęto używać baterii słonecznych i dzięki nim mieszkańcy mają w swoich chatkach prąd.
.....
.....


Jak wiecie, w Peru byłyśmy we dwie na kobiecej wyprawie, i może to dobra okazja, żeby wspomnieć co nieco o tutejszych kobietach - Indiankach z Titicaca. Przede wszystkim, sami zobaczcie na zdjęciach, ideał kobiecej urody w Środkowych Andach zupełnie odbiega od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni na Zachodzie. Indianka Keczua to kobieta piękna, pewna siebie, pracująca, nieraz sprawująca funkcje przywódcze na rodzinnym Uro. To bardzo ciekawa kwestia, ponieważ Kierownikiem Uro zostaje się na rok, rotacyjnie. Czyli każdy dorosły członek społeczności pełni taką funkcję, bez względu na płeć. Pełna demokracja i poszanowanie równości. Brzmi jak Utopia? 

A jednak ...

.....
.....
Tutejsze kobiety wzrostem sięgają mi zaledwie do ramion, mają obfite, z dumą noszone kształty, podkreślone dodatkowo szerokimi jaskrawymi spódnicami oraz krótkimi haftowanymi kurtkami - do dziś nie mogę odżałować, że nie udało mi się takiej kurtki kupić. Ale jak tłumaczyły mi peruwiańskie Indianki, każda taka kurtka to absolutny single case, haftowana ręcznie dla konkretnej dziewczyny. Na szczęście mogłam przymierzyć tradycyjny kobiecy strój, zobaczcie jak mi pasuje :). 
Na Uros nie ma mody na katorżnicze diety, wychudzone sylwetki, wzrost 170 cm ani blade policzki i krótkie fryzury. A mimo to widać, że kobiety są tu pewne siebie i zadowolone, pozbawione kompleksów. To cudowne, bo nie muszą wpasowywać się w żadne kanony magazynów mody. Są sobą w każdym calu i w tym tkwi ich niewątpliwy urok. Indianki z pływających wysp Uros mają brązową skórę, która chroni przed ostrym na tych wysokościach słońcem, a swoje piękne, kruczoczarne włosy zaplatają w długie warkocze, które ozdabiają kolorowymi pomponami. Na głowę? Obowiązkowo kapelusik!
Uwaga, bo pewnie teraz zapytacie: No dobra, a co z czapkami?! Już odpowiadam :). Tradycyjne peruwiańskie czapki z długimi nausznikami to wyłącznie atrybut ... mężczyzny :).
.....
.....
Na Uros ważna jest organizacja życia społecznego i współpraca. Równocześnie, jeśli ktoś chce odejść, robi to, zwyczajnie buduje sobie swoje Uro i zakłada na nim nową społeczność. Kobiety, oprócz codziennych spraw związanych z rodziną, wyspą, gotowaniem, zarządzaniem Uro, zajmują się organizacją rodzinnego biznesu, czyli obsługą turystów. Mężczyźni pomagają im we wszystkim, zwłaszcza w pracach związanych z konserwacją trzcinowej "działki budowlanej" oraz nawigowaniem tradycyjnych trzcinowych łodzi :). Zapytacie pewnie, czy na Uros są dzieci? No jasne, że są :). Codziennie rano dyżurujący rodzice odwożą jedną łodzią wszystkie dzieci z okolicznych Uros do Puno, do szkoły. W tym czasie załatwiają też potrzebne zakupy i sprzedają swoje rękodzieło, kilimy i przedmioty uplecione z trzciny totora oraz ryby. Popołudniem zabierają dzieciaki i wracają na pływające wyspy, do domów.
.....
.....
Kilka Uro tworzy kolonię wysp (Uros) ze wspólną zatoczką lub siecią kanałów. Bardzo ważnym miejscem na każdym Uro jest palenisko. Gotuje się na nim domowe posiłki, wspólnie dla wszystkich mieszkańców. Proste, małe domki stoją ustawione w łuku, jakby otaczały ramionami centralny, wyściełany słomą dziedziniec. Łóżka, ławki, zabawki - wszystko to jest zrobione z trzciny. Jest ona jednak miękka i przyjemna w dotyku, bardzo wygodna i naturalna :). Dzięki temu całe Uros to miejsce niezwykle przytulne.  Przynajmniej ja poczułam się na tam jak w domu.
.....
.....
Keczua to ludzie uprzejmi, przyjacielscy, ale i dumni. Bardzo lubią o sobie opowiadać. Cierpliwie tłumaczyli nam w jaki sposób budują wyspy, jak są zorganizowani, jak wygląda ich codzienne życie. Mąż kierowniczki Uro, które zwiedzałyśmy, w kółko podkreślał, jaką ma mądrą i zaradną żonę i jak świetnie zarządza ona ich społecznością. Och, byłoby całkiem do rzeczy, gdybyśmy w Polsce także codziennie słyszały podobne komplementy pod naszym adresem. Komplementy chwalące naszą merytorykę, zorganizowanie i zasługi dla przebiegu życia społecznego. Fajnie, że mamy się czego uczyć jako społeczeństwo od Indian Keczua z Jeziora Titicaca :).
.....
.....

Wyspa Taquile

.....
Zasiedziałam się na Uros i Wy pewnie też, ale przygoda wzywa więc ruszamy dalej. Wsiadamy do małej łodzi motorowej wraz z grupą trzydziestu innych osób z całego świata i obieramy kurs na Taquile. Ciekawostką jest, że to właśnie Taquile, której keczuańska nazwa brzmi Intika, była ostatnim bastionem oporu przed Hiszpanami. Wyspa została ostatecznie zdobyta w 1580 roku i przekazana namiestnikowi Perdo Gomez de Taquila, stąd współczesna hiszpańska nazwa tego miejsca. Taquile, w przeciwieństwie do pływających wysp Uros, jest wyspą naturalną, o dosyć dużej powierzchni, jak na Titicaca oczywiście :), bo ma prawie 9 km kwadratowych, a jej najważniejsza wioska leży na wysokości - uwaga! - 3950 m. n.p.m.!
.....
.....
Intika - bardzo podoba mi się ta indiańska nazwa - była zamieszkana przez Inków od dawna, i to na długo przed przybyciem konkwistadorów do Peru, a obecnie żyje tu na stałe nawet dwa i pół tysiąca osób. Jeśli myślicie, że jest to zwyczajna wyspa, jakich wiele, to nic bardziej mylnego :). Przede wszystkim na wyspie obowiązuje tradycyjny inkaski kodeks społeczno - prawny. Co to oznacza? W skrócie te trzy ważne zasady: "Nie kradnij! Nie kłam! Nie leń się!". Proste? Chyba tak, skoro nie ma potrzeby utrzymywania na wyspie policji! Nie ma też kotów, ani psów. Dlaczego? Bo nie ma potrzeby niczego pilnować, skoro nikt nie kradnie, a ludzie zajęci dobrą pracą nie mają czasu na głupie pomysły :). Wspominałam już nieraz, że Indianie Keczua, potomkowie Inków, to ludzie o silnych charakterach, uczciwi i dumni. Na Taquile da się to naprawdę odczuć. Ktoś zakrzyknie, że to kolejna utopia! A jednak… :)
.....
.....

Tutejsi mieszkańcy są bardzo przywiązani do swojej spuścizny: rolnictwa i wytwarzania materiałów sukienniczych. Ostatnio zajmują się także turystyką. No ok, nie brzmi intrygująco?, hahaha, ale jest niezwykłe! W takim razie czas na kilka słów w temacie, bo naprawdę musicie to zobaczyć na własne oczy :). Po pierwsze: ziemniaki uprawia się na Intika na wysokości prawie 4000 m. n.p.m.! Po drugie: wyroby sukiennicze produkują wyłącznie mężczyźni. Jest to ich główna praca na rzecz społeczności. Indianie siedzący na męskim spotkaniu i robiący na drutach kilimy, poncza, czapki i rękawiczki to na Taquile widok tak naturalny, jak panowie pod budką z piwem w polskim Ranczu :).

Ale to jeszcze nie koniec. Wyroby z Taquile cieszą się w Peru wielką sławą, ponieważ słyną z najwyższej jakości wykonania, a także z użytego materiału - mięciutkiej wełny alpak. Moją peruwiańską czapkę, którą mogliście podziwiać w poście: Zero stereotypów - moda, podróże i cały ten zgiełk, przywiozłam właśnie z Taquile :).

.....
.....
Wreszcie po trzecie: pomimo wielu odwiedzających wyspę turystów, nie znajdziecie tu hoteli i apartamentów pod wynajem. O nie! Na wyspę przypływasz, zwiedzasz i odpływasz tego samego dnia. Ważne - po wyspie się chodzi, tylko i wyłącznie. Nie ma tu autobusów, samochodów, zero spalin. Za to codziennie ma się dużo ruchu :). TAKI spacer na TEJ wysokości to jak chodzenie po Księżycu. W żyłach płynie rozrzedzona krew, dopływ tlenu jest ograniczony, z nieba pali bezlitosne słońce, każdy krok to jest spory wysiłek. Dlatego przestałam się dziwić sportowcom, którzy odbywają w Andach treningi wydolnościowe :). Codzienny spacer po Taquile i jesteś nie do zdarcia :). Kiedy dotarłyśmy do małej przystani na Intika, dalszą część drogi do wioski musiałyśmy przejść oczywiście pieszo. Wyobraźcie sobie, że to tylko i aż jeden kilometr, ale na przewyższeniu między 3800 i 4000 m. n.p.m.! Taki spacerek, to jakby się przeszło 5 kilometrów do Morskiego Oka w klapkach… w zimie. Hahaha! Jednym słowem - prawdziwy wyczyn :).
.....
.....
Spacer po andyjskiej wyspie, oprócz walorów zdrowotnych, dostarcza też wiele doznań estetycznych. Taquile jest zielone, kolorowe, pełne kwiatów. Brukowane, kręte uliczki są tak poprowadzone, że cały czas mamy przed oczami piękne widoki na błękitną taflę Titicaca oraz na inne sąsiednie wyspy. W wiosce spotykamy pierwszych tubylców i zauważamy też, że ich stroje znacznie odbiegają od tych na Uros. Okazuje się, że kiedy konkwistadorzy zdobyli Intika zakazali noszenia tradycyjnych indiańskich strojów. Ludność wyspy zaczęłą więc ubierać się w stroje hiszpańskich chłopów, do których, po odzyskaniu wyspy przez ich prawowitych właścicieli w latach trzydziestych XX wieku, dodano tradycyjne inkaskie ozdoby.
.....
.....

Mężczyźni noszą tradycyjne peruwiańskie czapki, ale też czarne kapelusze, czego nie widziałyśmy w innych miejscach w Peru. Kobiety wzrostem są jeszcze mniejsze niż indianki z Uros, a także bardzo drobniutkie. Przypominają mi porcelanowe laleczki, wydają się kruche i delikatne. Nie noszą meloników na głowach tylko czarne chusty sięgające kolan - nieco przypominające irańskie czadory - no i obowiązkowo kolorowe, szerokie spódnice do kolan. Buty? Sandały lub klapki, a do tego gołe łydki. Kobiety na Taquile, podobnie jak inne Indianki Keczua, pracują. Te spotkane przez nas wyplatały tradycyjne peruwiańskie bransoletki. Są też bardzo serdeczne i towarzyskie, inaczej niż trzymający się na dystans mieszkańcy Cusco.

.....
.....
Spędziłyśmy na Taquile kilka godzin, podziwiając lokalne zwyczaje i sposób życia - bliskiego tradycji, pielęgnowanej nawet podczas wieloletniej niewoli. Równocześnie dzisiaj nie jest to tradycja sztuczna, ani narzucana przemocowo, by zaspokoić oczekiwania turystów. Widać, że dla mieszkańców Taquile ta potrzeba wynika z głębi serca.
.....
.....

Pobyt na Titicaca dobiegł końca, z samego rana jedziemy dalej. Pozostaniemy na fascynujących śladach Inków: udamy się bowiem do Świętej Doliny Inków, ułożymy wieżę z kamyków podziwiając panoramę Andów z tarasu na 5000 m n.p.m., zwiedzimy Kanion Colca i ruiny wielu inkaskich miast i twierdz. Ta podróż tak naprawdę dopiero się zaczyna. O wyprawie na Machu Picchu możesz przeczytać w tym poście o Machu Pichcu & Cusco.

Śledź naszego bloga ponieważ to właśnie na jego łamach opowiadam o szczegółach niezwykłej autorskiej przygody, którą zaplanowałyśmy i zrealizowałyśmy we dwie. Tymczasem, jeśli ten artykuł Ci się spodobał, nie wahaj się udostępniać go znajomym :).

.....
.....
.....
.....

By accepting you will be accessing a service provided by a third-party external to https://followmyflow.com.pl/